Wydawnictwo: Czytelnik
Tłumaczenie: Feliks Netz
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 168
„Żar” – to jedna z
najsłynniejszych książek węgierskiego pisarza Sándora Máraiego. Zarzucano jej w
przeszłości chyba wszystko: teatralność, patos, egzaltację, nadmierne
filozofowanie i sentymentalizm, w dodatku autor oparł historię na jednym z
najbardziej wyświechtanych motywów literackich. Dziś bez trudu wyłuskamy
wszystkie wymienione cechy; rzecz w tym, że jakoś jednak trudno uznać je za
słabe strony utworu. Raczej trzeba przyznać z podziwem, że właśnie szczypta
tego wszystkiego dała taką kompozycję atmosfery i stylu, że powieść, mimo
upływu siedemdziesięciu lat od jej powstania, nie straciła swojej siły rażenia.
Autor w pięknym stylu nawiązał do tragedii zemsty (którą do perfekcji opanował
Szekspir w Hamlecie), zmusił czytelnika do śledzenia akcji z napięciem godnym dobrze skostruowanego thillera, a magię i tajemniczość jeszcze podkręcił odpowiednią grą niedopowiedzeń. „Żar” nie
jest książką dla wielbicieli zawrotnego tempa akcji, a jednak urok z wolna
konstruowanej układanki, a zwłaszcza klimat i nastrój (ta wisząca w powietrzu
burza, drżące światło sączące się ze świec, dom wypełniony duchami przeszłości i głos
starca wydobywający się z mroku – z mroku salonu, ale i z mroku dziejów)
powoduje, że powieść jest hipnotyzująca.
Fabuła jest na pozór prosta, to
kameralny dramat rozgrywający się między dwójką bohaterów. Miejsce akcji:
(tylko pozornie) pałac Generała. Czas akcji: niecała doba (znowu pozornie, ponieważ
przyjdzie nam nie tylko przenieść się w czasie, ale również zmienić epokę). W
rolach głównych: Generał i Konrad – towarzysze broni, których połączyła
przysłowiowa przyjaźń na śmierć i życie. (Generał ma na imię Henryk, ale jakoś
nie mogę się przemóc, by tytułować go inaczej, niż oficjalnie). W dramacie występuje
jeszcze jedna niezwykle ważna postać: Krystyna. To żona Generała, nieżyjąca już
od wielu lat, ale dzisiejszej nocy będzie niemal fizycznie obecna (zupełnie jak
Rebecca, tytułowa bohaterka książki Daphne du Maurier).
Generał jest samotnikiem i odludkiem,
który nie udziela się towarzysko, ale kiedy otrzymuje wiadomość o przyjeździe
byłego przyjaciela, który kilka dziesięcioleci spędził za granicą –
błyskawicznie podejmuje decyzję, by go ugościć. Wydawać by się mogło, że nie ma
nic naturalniejszego w świecie… To jednak nie będzie zwyczajna wizyta. Bardzo
szybko przekonamy się, że cała sytuacja nie jest zwyczajna. Wysyłając powóz po
swojego gościa – gospodarz nie tylko robi wyłom w swojej rutynie – okazuje się,
że nasz Generał przez długie lata nie robił nic innego i o niczym innym nie
myślał – tylko przygotowywał się właśnie do tego spotkania. Ba!, wyreżyserował
je w najdrobniejszym szczególe… Nie możemy powiedzieć, że gość zjawia się
nieoczekiwanie, co to, to nie! Ten szczególny gość jest wyczekiwany dokładnie
od czterdziestu jeden lat. Wkrótce rówież przekonamy się, że dom Generała to nie pałac. To szczególnego rodzaju...skansen.
Dlaczego zjawia się Konrad i
czego chce od niego Generał? Domyślamy się, oczywiście od samego początku, a
jednocześnie obserwowanie docierania do sedna stanowi największą przyjemność
lektury, więc nie zamierzam całkowicie psuć zabawy. Jesteśmy zaproszeni do
domu pełnego duchów przeszłości i do stołu Generała, więc przez kilka godzin
(przyjęcie przeciąga się do świtu) będziemy świadkami dziwnego i pełnego
napięcia spektaklu, który po trosze jest zwyczajną kolacją, a po trosze
przedstawieniem (a może raczej eksperymentem procesowym, a nawet rozprawą
sądową?)... Generał sprawia, że przenosimy się w odległą przeszłość, poznajemy
relacje naszych bohaterów, a także wydarzenia, które odmieniły ich losy. Gospodarz hipnotyzuje swoją opowieścią, a jego gładkie słowa i maniery mają zamaskować misternie tkaną pajęczą sieć… Wkrótce już sami będziemy gotowi, by wydać wyrok. Ale czy rzeczywiście? Kogo (i co) tak
naprawdę osądzamy?
Fenomen tego utworu polega m.in.
na tym, że autorowi udało się uchwycić wydarzenia w dwóch warstwach –
zewnętrznej i wewnętrznej, a ich zestawienie jest piorunujące. W zasadzie
oglądamy dwa różne spektakle. W jednym, tym zewnętrznym – toczy się gładka
rozmowa, oglądamy dwójkę byłych przyjaciół/rywali, którzy zakładają światowe
maski i przesadnie wręcz dbają, by w najmniejszym stopniu nie uchybić prawu
gościnności i zasadom savoir vivre’u. Po tym, co się wydarzyło w przeszłości ta
wystudiowana uprzejmość wydaje się wręcz nieludzka. Drugi spektakl – ten, który
jest zaledwie delikatnie zasugerowany (a który przecież pulsuje z tym większą
siłą) – jest w zasadzie zaprzeczeniem pierwszego. Tu nie ma miejsca na maski i
pozory. Wewnętrzna warstwa pozwala nam zobaczyć i odczuć kumulujące się emocje
naszych bohaterów.
Książka Sándora Máraiego to literacka perełka i
majstersztyk. Fabuła jest pozornie prosta, a przecież dość przewrotna. Nie
dziwią nawet nierówno nakreślone postaci bohaterów. Cóż dziwnego, że najlepiej
poznajemy Generała (jego gość staje się coraz bardziej enigmatyczny, z
czasem także blednie sylwetka Krystyny). Przecież relację poznajemy wyłącznie z
jednej strony, a Generał jest tak bardzo skupiony na sobie! A zakończenie? Jest
zasugerowane od samego początku, a jednak wprawia w konsternację. Po
przemyśleniu nie możemy jednak nie przyznać, że w gruncie rzeczy… Generał po
prostu zrobił dokładnie to samo, co Konrad… Zakończenie nie będzie jedynym
powodem do rozmyślań, bo przecież musimy jeszcze odpowiedzieć sobie na kilka
pytań. Co z żoną Generała? Kto z całej trójki postąpił najbardziej okrutnie? A
co ze zbrodnią? Była czy jej nie było? I czym tak naprawdę jest tytułowy „żar”?
Czy tylko resztkami dogasającego ognia w kominku, w którym tlą się szczątki
starego pamiętnika? Spopieloną pozostałością po przyjaźni? A może jest jedynym paliwem człowieka, który przez połowę swego
życia pragnie „zemsty” lub tylko „prawdy” (chociaż w tym wypadku to
synonimy)? I o czym naprawdę jest ta książka? Opowieścią o zdradzonej
przyjaźni? Nostalgią za upadłym imperium? A może jednak - historią odbierającej chęć życia i wypalającej do cna obsesji?
Przeczytane dzięki: Legimi.pl
Po przeczytaniu Twojej recenzji widzę, że niełatwo odpowiedzieć na pytanie, do czego nawiązuje tytuł, bo jest on wieloznaczny. Przerażają mnie tacy ludzie jak Generał, przez kilkadziesiąt lat myślący tylko o jednym, żyjący obsesją, a z drugiej strony bardzo im współczuję... Zachęcająca recenzja, trzeba będzie sięgnąć po książkę. :)
OdpowiedzUsuńNie wspomniałam o charyzmie Generała. To jedna z postaci, które chyba z marszu stają się ikonami Literatury... Zresztą ten duet (Henryk i Konrad -konswerwatysta i romantyk) tworzą niezapomnianą parę bohaterów.
UsuńTen pozorny minimalizm pisarski obudowany masą sensów to zdecydowanie coś dla mnie. Chętnie przygarnę taką perełkę. :)
OdpowiedzUsuńW tym przypadku okładka jest prorocza - "Żar" to wyrafinowana uczta czytelnicza:)
UsuńBardzo mocno zachęciłaś mnie do sięgnięcia po ten tytuł.:)
OdpowiedzUsuńPolecam! :)
UsuńSándor Márai to ten typ pisarza, po którego prozę sięgam stosunkowo rzadko (dotychczas uczyniłem to 3 razy), ale za każdym razem kiedy to robię, czuję, że obcuję z prawdziwym arcydziełem. Bardzo podoba mi się niezwykle elegancki styl Węgra, wyrafinowana fabuła oraz bogactwo psychologiczne kreowanych postaci. "Żar" na pewno kiedyś przeczytam.
OdpowiedzUsuńMam podobne odczucia. Jestem pewna, że to spotkanie również Cię zachwyci. Znajdziesz tu wszystko, co cenisz w jego książkach:)
UsuńRaczej to nie jest książka, która mnie zainteresuje.
OdpowiedzUsuńWarto poznać twórczość Maraia. Sięgam po jego książki co pewien czas i zawsze mam materiał do przemyśleń. Ale najbardziej przemówił do mnie jego "Dziennik". Teraz zaczęto wydawać jego pełną wersję i pewnie znów go przeczytam.
OdpowiedzUsuńJuż sobie nabyłam pierwszy tom z tej pełnej wersji. To prawdziwa gratka dla fanów:)
UsuńCiekawostka: oryginalny tytuł "Żaru" to "Świece są zimne". Zupełnie inna rzecz, prawda? Moim zdaniem te "wypalone świece" są lepszą wskazówką do zrozumienia idei powieści - ja odbieram ją jako nastrojową, kameralną opowieść o ułomności ludzkiej pamięci, o niszczycielskim działaniu czasu. Podoba mi się Twój pomysł, żeby odnaleźć tu tęsknotę za przeszłością, młodością i, być może, również za upadłym Imperium.
OdpowiedzUsuńJa też już mam pierwszy tom "Dziennika" Maraiego, ale Nowy Rok zaczęłam od autobiograficznych "Wyznań patrycjusza" - świetne, jeszcze lepsze od "Żaru" (o ile to w ogóle możliwe ;-) ).
Pozdrawiam Cię, Olu, serdecznie i noworocznie! :-)
Jeśli mogę się wtrącić, czytałam również "Wyznania patrycjusza" i zgadzam się, że są świetne, ale "Dziennik", w moim przekonaniu, jest mistrzowski. Bardzo przemawia do czytelnika przenikliwością uwag. On spostrzegł pewne zjawiska życia społecznego zachodniej cywilizacji, na które my zwracamy uwagę dopiero od niedawna.
UsuńA wiesz Marto, że już w trakcie lektury poszukałam sobie w słowniku znaczenie słowa "embers" - i dotarłam do np. "zarzewia", "dogasającego żaru" i "perzyny". Zasiadając do książki – myślałam, że tytułowy „Żar” będzie oznaczał namiętność. Oczywiście wkrótce musiałam zmienić zdanie. Na świece też zwróciłam uwagę, chociaż oryginalnego tytułu nie znałam. Świece są ważne w tej historii. Dziękuję za tę informację:) „Świece są zimne” rzeczywiście nieco zmieniają wymowę, chociaż do mnie najmocniej przemówił kominek i tytuł najmocniej mi się związał z dogasającym ogniem w palenisku, w którym przecież również dopalają się szczątki z pamiętnika. W sumie po przemyśleniu – i wygasłe świece i popielnik symbolizują to samo…
UsuńJeszcze tylko uściślę. Dla mnie „Żar” to książka przede wszystkim o obsesji, chociaż przewrotnie (i właśnie dlatego) wymieniłam na końcu. Co prawda wymieniłam jeszcze inne znaczenia książki (np. tęsknotę za epoką i imperium), ponieważ to ważny motyw, tworzący też swoisty klimat, więc chciałam, żeby potencjalny czytelnik wiedział o takim aspekcie książki.
Mówisz, że dla Ciebie jest to książka o niszczycielskim działaniu czasu – też tak uważam. Ale podyskutowałabym, czy jest to rzecz o ułomności ludzkiej pamięci. Bo Generał pamięta i wymienia wszystko z upiorną dokładnością (podaje daty, dni i godziny, pamięta słowa przysięgi, rodzaje wina, kolor świec nawet!). Wszystko również pamięta stara Niania. Konrad? Rzecz jasna również, trudno, żeby nie pamiętał! A gdyby komuś jeszcze coś umknęło, to pojawia się jeszcze pamiętnik. Tyle, że go nikt nie potrzebował… Tu nie pamięć była ułomna, to namiętności sprawiają, że człowiek nie może dotrzymać przysięgi, wierności, że zdradza służbę, przyjaźń i miłość… Generał maluje portret wielkiej epoki, wielkich ideałów. Tylko, że człowiek jest tak słaby, więc do nich nie dorasta…
Dziękuję dziewczyny! Pierwszy tom Dziennika już mam. „Wyznania patrycjusza” już też zresztą podejrzałam u Marty (nawet już tę książkę namierzyłam), więc zamierzam przeczytać obie. Jest jeszcze lepsza od „Żaru”? Jeszcze nie ochłonęłam z wrażenia po ostatniej lekturze, skoro dalej będzie jeszcze lepiej, to przecież będę już chyba w czytelniczym raju:)
UsuńNo i gdzie moje maniery... Oczywiście wszystkich również noworocznie pozdrawiam! :)
UsuńJa też, zanim zabrałam się za czytanie, przetłumaczyłam tytuł - za pomocą internetu, oczywiście. Co do pamięci i jej (oczywistej) ułomności, to, ochłonąwszy po lekturze, doszłam do wniosku, że może niekoniecznie należy generałowi w zupełności wierzyć? Ta książka ma w sobie jakiś duszny, ciężki od niewypowiedzianej tajemnicy klimat, to po pierwsze. A poza tym, narrator-generał przedstawia rzecz z subiektywnego punktu widzenia-nie jest "wszystkowiedzącym" narratorem, dlatego można (albo nawet należy) mieć do niego ograniczone zaufanie. Może to nadinterpretacja, nie wiem. Ale od momentu, gdy uświadomiłam sobie tę potencjalnie możliwą, drugą stronę medalu, zaczęłam widzieć całą opowieść w nieco innym świetle... :-)
UsuńJa też, zanim zabrałam się za czytanie, przetłumaczyłam tytuł - za pomocą internetu, oczywiście. Co do pamięci i jej (oczywistej) ułomności, to, ochłonąwszy po lekturze, doszłam do wniosku, że może niekoniecznie należy generałowi w zupełności wierzyć? Ta książka ma w sobie jakiś duszny, ciężki od niewypowiedzianej tajemnicy klimat, to po pierwsze. A poza tym, narrator-generał przedstawia rzecz z subiektywnego punktu widzenia-nie jest "wszystkowiedzącym" narratorem, dlatego można (albo nawet należy) mieć do niego ograniczone zaufanie. Może to nadinterpretacja, nie wiem. Ale od momentu, gdy uświadomiłam sobie tę potencjalnie możliwą, drugą stronę medalu, zaczęłam widzieć całą opowieść w nieco innym świetle... :-)
UsuńJa też, zanim zabrałam się za czytanie, przetłumaczyłam tytuł - za pomocą internetu, oczywiście. Co do pamięci i jej (oczywistej) ułomności, to, ochłonąwszy po lekturze, doszłam do wniosku, że może niekoniecznie należy generałowi w zupełności wierzyć? Ta książka ma w sobie jakiś duszny, ciężki od niewypowiedzianej tajemnicy klimat, to po pierwsze. A poza tym, narrator-generał przedstawia rzecz z subiektywnego punktu widzenia-nie jest "wszystkowiedzącym" narratorem, dlatego można (albo nawet należy) mieć do niego ograniczone zaufanie. Może to nadinterpretacja, nie wiem. Ale od momentu, gdy uświadomiłam sobie tę potencjalnie możliwą, drugą stronę medalu, zaczęłam widzieć całą opowieść w nieco innym świetle... :-)
UsuńJuż zapałam za pierwszy tom Dziennika - i oczywiście, niemal od razu, napatoczyłam się na tytuł "naszej" powieści. Teresa Woronowska (która przetłumaczyła i opatrzyła książkę przypisami) przełożyła ją jako: "Świece dopalają się do końca", str. 55. To taka ciekawostka.
UsuńA wracając do Twojego pytania - pewnie, że nie można wierzyć generałowi do końca, do pewnego czasu wręcz czekamy na jakiś twist. Ale problem w tym, że Konrad się nie broni! Generał oczywiście wyolbrzymia, przesadza, robi przedstawienie grając patosem, więc doskonale zdajemy sobie sprawę, że nie jest do końca wiarygodny. Jest zbyt na sobie skupiony. Ale gdyby jednak nie trafił w sedno - Konrad by zaprzeczył. Nie wydaje Ci się?
Nie pamiętam już dzięki komu sięgnęłam po Maraia, ale jestem Tej osobie ogromnie wdzięczna. Spotkań z pisarzem odbyłam pięć i podobnie jak Ambrose twierdzę, iż każde jest wyjątkowe. I mimo ogromnej sympatii do W podróży (z uwagi do mojego uwielbienia do podróżowania) Żar uważam za najlepszą z dotychczas przeczytanych pozycji pisarza, choć jak wspomniałam każda była wyjątkowa i niezapomniana. Kiedy widzę nazwisko Marai natychmiast sięgam do recenzji. A ponieważ Wyznania patrycjusza już na półce - czas nabyć Dziennik.
OdpowiedzUsuńWspomniałaś zamiłowanie do podróży i to od razu mnie przekonuje. Kolejny tytuł zanotowany, dziękuję. Co do Dziennika, to już ukazały się dwa jego tomy, lata 43-48 i 49-56. Pozdrawiam:)
UsuńŚwietna recenzja.....
OdpowiedzUsuńO tej książce już czytałam i może uda mi się ja kiedyś przeczytać.
Książki nie znam, więc jej nie oceniam, ale... Paszporty Polityki, Nagrody Nike, Szymborskiej, Złoty Orfeusz, etc... wiadomo z jakiego klucza są przyznawane. Konserwatywny poeta, pisarz, a już - nie daj Boże! - heteroseksualny katolik, NIE MA NA NIE NAJMNIEJSZYCH SZANS!!!
OdpowiedzUsuńCzekam na odpowiedzi, pełne waszego lewackiego "języka miłości" (do tych tylko, którzy są jak wy, dla innych, bez litości!).
http://www.janusz-andrzejczak.pl/
Rozumiem. Rozumiem też, że komentarz dotyczy innego posta, miał się znaleźć pod książką Wichy. Przeczytałam książkę - zanim przyznano jej Paszport Polityki. Oceniłam książkę i jej temat, a nie wybór jury, notatkę o Paszporcie Polityki dodałam, ponieważ nagroda stała się faktem.
Usuń